Rzeczy, których nie wyrzuciłem // Marcin Wicha

Miałam tego nie robić. Nie zwracać uwagi na okładki. Nie dać się im omamić. No ale ja w swojej obronie chciałam powiedzieć tylko że nie da się. Uwielbiam, cenię i kocham okładkowy minimalizm i ja przepraszam, że przy okazji tak dobrej książki zaczynam gadać o jej okładce. Sami wiecie, jak to jest.
Rzeczy, których nie wyrzuciłem to książka o odchodzeniu. I jakkolwiek prozaicznie to nie brzmi – o rzeczach, które po nas zostają i z którymi prędzej czy później ktoś z rodziny robi porządek. O książkach zalegających na półkach, długopisach, ubraniach i sytuacjach, kiedy się wiedziało, że tego się nie obejdzie. Tego odchodzenia. Że to nastąpi, i jakoś się trzeba z tym pogodzić, na to się przyszykować.
Nie ma się co rozpisywać o książce, która wygrała wiele nagród i która w pewnym stopniu stanowi, a przynajmniej powinna stanowić, must read każdego z nas. Prosto, na temat, bez zbędnych udziwnień – tak samo jak autor. Paszporty Polityki – to wszystko przemawia na korzyść pana Marcina. Te nagrody, zgubne, bo przecież wielokrotnie nagradzane są rzeczy, cóż, różne, w tym wypadku mówią wszystko.

Wiedziała, że kiedy w gazetach zaczynają pisać o mrożaczkach, a w telewizji faceci w garniturach i sutannach roztkliwiają się nad komóreńkami zatopionymi w azocie, kiedy opowiadają o tych zarodeczkach maluńkich (…) to jak nic chcą zakazać in vitro.

W Rzeczy, które wyrzuciłem minimalizm sięga dużo dalej poza okładkę. Od pierwszej do ostatniej strony (swoją drogą, o wiele ich za mało) nie opuszcza nas uczucie, że tak właśnie było. I tak właśnie trzeba to opowiedzieć, żeby trafiło do każdego czytelnika. Powolne godzenie się z odejściem, wspominanie kiedy patrzy się na te rzeczy które kiedyś do kogoś należały, kogoś definiowały, a teraz tylko one zostały. I nikt więcej.
Czym prędzej muszę sięgnąć po Jak przestałem kochać design bo czuję, że to kolejna lektura warta uwagi. Czytaliście?

Zobacz także