O dziwo, zacznę od cytatu. „Kiedyś wrócimy do Aleppo i odbudujemy pasieki, i przywrócimy pszczoły do życia”. Wiecie, że to nie oddaje nawet połowy, nawet jednej setnej emocji i uczuć, jakie czekają na was w trakcie?

Autorka, Christy Lefteri, córka imigrantów, przyznała, że historia opisana na łamach powieści jest zainspirowana „wstrząsającymi opowieściami, które usłyszała od uciekinierów*”, kiedy pracowała jako wolontariuszka w ośrodku dla uchodźców w Atenach. Nie można więc „Pszczelarzowi z Aleppo” zarzucić oderwania od rzeczywistości. A chciałoby się, uwierzcie, pomyśleć, ufff, dobrze, że to tylko fikcja literacka!!

Nuri i Afra mieszkają w Aleppo; ich dom pachnie miodem a ogród rozbrzmiewa brzęczeniem pszczół. Sielanka w świecie, który kochają i czują się w nim bezpiecznie nie trwa jednak wiecznie. Nad Syrią kłębi się ciemna woń popiołu, wobec czego małżonkowie postanawiają uciec do lepszego świata. Tyle, że ucieczka nie jest łatwa, nie tylko ze względu na dziejącą się w tle wojnę, bomby i blady strach który pada kolejno na każdego mieszkańca. Uciekają nocą, nie spodziewając się, jak wiele będzie ich to kosztowało.

Autorka mimo trudnego tematu jakim niewątpliwie jest historia Nuri i Afry – przeprowadza nas przez nią dosyć gładko, mieszając wspomnienia bohaterów z trudną rzeczywistością. Ta rzeczywiście nie jest kolorowa, bo żeby pojawić się w Anglii, trzeba przejechać pół świata, trochę go również przepłynąć, jednocześnie wiedząc, że nie wszyscy mają ten przywilej dotrwania do tego konkretnego momentu. Gdzieś pomiędzy tym wszystkim są jeszcze uczucia, emocje, strach i ból i wiele innych uczuć, które im towarzyszą.

A my, jako czytelnicy możemy jedynie zżyć się z historią i mieć nadzieję, że jest trochę wymyślona, trochę przekolorowana i w rzeczywistości nie tak straszna. Tak jednak jak zaznaczyłam wyżej – czyta się ją bez zbędnego smutku, raczej z nadzieją, że im się uda, że przeżyją, że odzyskają swoje dawne życie, chociaż już gdzie indziej. Nie spodziewałam się, że lektura tak mnie wciągnie, a koniec końców „Pszczelarza z Aleppo” przeczytałam w dwa dni.

Bardzo spodobała mi się edycja książki, sposób w jaki przechodzą między sobą kolejne rozdziały. Było to trochę podstępne zagranie pod tytułem: tak się wciągniesz, że nie będziesz mógł się oderwać i zarwiesz jedną albo dwie noce. Tak samo wielkim plusem jest nawiązanie tematyką do wyglądu książki – płatkami miodu, pszczołami, które związane są z bohaterami.

Zobacz także