Rok temu zakładając bloga, nie myślałam, że uda mi się ‘wytrzymać’ rok. Mój słomiany zapał kończył się gdzieś po miesiącu, no, może dwóch kiedy albo mi się nic nie chciało, albo zapominałam, albo nie miałam czasu. Rok temu miałam myśl, gdzieś się w głowie kołatającą, że może tym razem, może tym razem się uda. Jak widać, jestem tu, jesteście Wy, więc jakoś chyba idzie!
W ciągu tego roku poznałam wiele ludzi, którzy mają tak samo zakręcone w głowie od książek, jak ja. Jest to niezwykle miłe uczucie, bo zawsze wydawało mi się, że tu w moim otoczeniu tylko ja jestem takim szaleńcem, który potrafi czytać książkę do czwartej w nocy wiedząc, że następnego dnia ma się coś do roboty. Cóż, skoro jest nas więcej na tym ziemskim padole,  mam nadzieję, że magia czytania nie zniknie nigdy.
Prawdę mówiąc, notkę miałam opublikować w Światowy Dzień Książki, znowuż jednak pomyślałam, że dwa dni mnie nie zbawią, a uda mi się wszystko za jednym razem połączyć. Wraz z nadejściem tego święta (o którym zapomniałam na śmierć i dopiero wpisy na facebooku mnie oświeciły) pomyślałam sobie o podsumowaniu tego, co lubię i cenię w książkach – za co je kocham, itp, itd. Temat maglowany przez wszystkich i wszędzie… ale czemuż nie zrobić sobie tej przyjemności raz jeszcze?
Za co więc cenię książki?  Za zapach – okej, nie patrzcie się tak na mnie, książki wspaniale pachną! Czy te świeże i dopiero co kupione, czy te przytachane z biblioteki, które gościły w niejednym domu i w niejednych dłoniach spędzały godziny. Każda książka przyniesiona z biblioteki ma swoją historię – jedną osobę doprowadziła do łez, kogoś innego do śmiechu. 
Za to, że łączą ludzi. Nie ma nic wspanialszego od tego, gdy w czasie rozmowy z jakąś osobą wychodzi na jaw, że ona też ją czytała, podobnie jak ty się w niej zakochała i co więcej – nie może pogodzić się z takim zakończeniem. W takich momentach nawet z osobą, z którą nie ma się zbyt dobrego kontaktu, można nawiązać nić porozumienia i kto wie, czy nie wyjdzie z tego coś więcej? 😉 
Za to, że dzięki nim poznałam wielu wspaniałych bohaterów, odwiedziłam wiele wspaniałych miejsc i przede wszystkim wyszkoliłam się w roli detektywa. Z każdym kolejnym przeczytanym kryminałem wydaje mi się, że tym razem poradziłabym sobie sama z rozwikłaniem zagadki (śmiech na sali), jednak oczywiście okazuje się, że bardzo się myliłam. 
Za to, że wywołują we mnie skrajne uczucia: potrafię na tyle zżyć się z bohaterem, że gdy coś nie dzieje się po jego myśli, jestem zdenerwowana i chodzę po domu sfrustrowana. Czasem też żałuję, że bohaterowie mnie nie słyszą, jak drę się w myślach: no nieróbże tego, no opanuj się, bo o wiele by im to niektóre sprawy ułatwiło! 
Jednak czasem ich nie lubię. Najbardziej wtedy, kiedy ukazują wyidealizowanych mężczyzn, którzy po świecie nie chodzą (a jeśli chodzą, to nie po Krakowie), a człowiek tak się nastawi, tak się w tym bohaterze zakocha, że po prostu szkoda gadać. Ja wiem, że już się na to powinnam uodpornić, no ale naprawdę! Tak być nie powinno. Nawet czarni bohaterowie, ci źli, ci niedobrzy, mają coś takiego w sobie, że chętnie by się z nim kilka słów zamieniło. W towarzystwie innych, rzecz jasna, żeby nie doszło do niemiłych incydentów. włącza mi się myślenie detektywa, stanowczo za dużo kryminałów w moim życiu, stanowczo. 

Nie lubię ich też za to, że czasem za bardzo przeżywam. Że gdy książka skończy się nie tak, jak miała, jak ktoś umrze, jak komuś coś się nie uda, to przechodzę wewnętrzną żałobę narodową i mam ochotę napisać litanię do danego autora, jakże on śmiał zrobić takiego psikusa. Czyż ty człowieku serca nie masz? Do swoich bohaterów i nas, drogich czytelników?
A no, najgorszym jest jednak to, że te książki się kończą. W danym momencie historia się kończy i już nie ma nic. Są domniemywania, domyślania.. I jest ta potworna tęsknota, że to już nie wróci. Pierwszy raz, pierwsze czytanie – to se ne vrati. 
Jednak, chcąc nie chcąc, jestem bibliofilem i dobrze mi z tym. 

A Wam? 😉 
/ to co, mam nadzieję, że zobaczymy się tu za rok, co nie? 🙂 
obrazki pochodzą z weheartit.com

Zobacz także