Kiedy rok temu przeczytałam pierwszą część tej rodzinnej sagi, byłam nią ogromnie oczarowana. Nie mylić z rozczarowana ? A, że trochę wówczas stroniłam od polskich autorów, tym większa była moja radość, że trafiłam na coś tak fajnego. Kiedy otrzymałam propozycję przeczytania kontynuacji, nie mogłam odmówić.


Przenosimy się w niej kilka miesięcy do przodu, kiedy mogłoby się wydawać, że sytuacja tytułowej rodziny Nowaków nieco się uspokoiła. Krzysztof, wedle wydarzeń z poprzedniego tomu, wyprowadza się do nowej kobiety, a Małgorzata musi radzić sobie z czwórką dzieci pod jednym dachem. Z monotonią każdego dnia, zaciekłościami między młodzieżą i problemami, na które nikt z rodziny nie był przygotowany. Poza tym niezmiennie: dzieci się nie dogadują, rodzice przynajmniej próbują, a ten romans co to miał być lepszy od rodzinnego ciepła, wychodzi wszystkim bokiem.


Już ją wzięłam w ręce, już ją zaczęłam podekscytowana czytać, kiedy okazało się, że, znów!, autorka postanowiła zrobić nam psikusa! Trochę się podąsałam, kiedy zobaczyłam spis treści a tam jedynie kilka dat. To znaczy: że będzie krótko i szybko, i chociaż w gruncie rzeczy nadal towarzyszą mi te same uczucia, to jednak przyznaję: to było dobre wyjście, bo tyle, ile się tu dzieje, ile wszystkiemu towarzyszy emocji… Więcej nie dałabym rady przyjąć i przeżyć z ulubionymi bohaterami.


Przyznać jednak muszę, że wyjątkowo, przy całej sympatii do niniejszej sagi, bohaterów, a także do samej autorki, „Nowakowie. Uchylone drzwi” wydali mi się trochę odciągnięci od rzeczywistości. Nie, że nie wierzę w okrucieństwo losu, ani w to, że nieszczęścia chodzą parami. Otóż – wierzę, tak samo jak w to, że nie zawsze wszystko idzie tak gładko. To odnośnie relacji rodziców i ich dzieci, przypadków które jak dobrze wiemy, nie były przypadkami, i takiej wybujałej atmosfery pod tytułem „wciąż jesteśmy rodziną”. Bohaterowie, chociaż wypowiadają w swoim kierunku wiele gorzkich słów a mimo to nadal jakoś ze sobą żyją. Może jestem niedowiarkiem, ale dla mnie to mocno naciągnięte. Podobnie, jak wiele sytuacji z ostatniego rozdziału, które co prawda dodają efektu, pokazują, że rodzina za sobą murem, ale no seriooooo? Życie na pewno nie jest takie proste i łatwe, a przypadki?? Wiem, że chodzą parami. Ale jakiś umiar powinien być ?


Tak czy siak, wszystko autorce wybaczam, a to dlatego, że już kiedy byłam taka zła, taka zdenerwowana zawirowaniami bohaterów, to zobaczyłam, że jeden z bohaterów cytuje piosenkę mojego ulubionego zespołu happysad.

Nie trzeba wiele by mnie przekupić i uszczęśliwić, tamten moment dosłownie zrobił mi dzień. Niniejszym, „Nowakowie. Uchylone drzwi” (och, jaka piękna aluzja w tytule), mimo chwilowego oderwania od rzeczywistości znów wciągnęli mnie do swojego świata i nie wyjdę, dopóki nie doczekam się kolejnej części 😛

Zobacz także