Koniec samotności // Benedict Wells

Uwielbiam smutne powieści… To oczywiście żart, ale też jedyne, co ciśnie mi się na usta, kiedy myślę o dopiero co przeczytanej książce. Koniec samotności przeczytałam trochę z opóźnieniem, bo okazało się, że awizo czekało na mnie tydzień, zanim w ogóle ktoś pomyślał, żeby zajrzeć do skrzynki. Nic to jednak, bo gdy tylko się do niej dorwałam, przeczytałam ją w dwa dni. No, może góra trzy. Szybko się ją pochłaniało, dlatego też trochę musiałam pilnować, by nie zjeść jej w jeden wieczór.
Odniosłam takie wrażenie, w trakcie czytania, i biorąc pod uwagę wszystko to, co przeszli bohaterowie, a w zasadzie: rodzeństwo, że w pewnym momencie dla mnie samej ta czara smutku, ten jego napływ, to wszystko wydało się za dużo. Bo to rodzeństwo w wieku dziecięcym straciło rodziców, i to, jak te ich losy się potoczyły później, to wszystko było takie do bólu realne, prawdziwe i no – smutne.  Przyznam, że często myślałam o tym, czytając książki czy oglądając seriale. Widząc zgrane rodzeństwo, co będzie z nimi za X lat? Tutaj, w Końcu samotności było idealnie ukazane to, jak każde z nich było inne, jak bardzo się od siebie różniło, i jak ta niesamowita tragedia rzuciła się cieniem na ich przyszłość.
– Powtórzę ci to raz jeszcze, ale niechętnie: nie można przywrócić przeszłości ani jej zmienić – usłyszałem od brata przez telefon.

– Nieprawda, można – powiedziałem.

Traumy, problemy większe czy mniejsze, rozłąki, nieporozumienia… to wszystko jest tu opisane. Bohaterom się kibicuje, chce się dla nich jak najlepiej, a jednocześnie myśli – gdzieś w kącie głowy, że ile się jeszcze złego może wydarzyć? Że może to już wystarczy, co? Że ten los jest jaki jest, to wszyscy wiedzą; z naszych planów sobie stroi żarty, przerabia, dorabia własne ideologie. Ale jakiś umiar to powinien być. Bo człowiek dużo zniesie, ale jakaś granica… No nie wiem.
Smutno, smutno i smutno. Ale też trochę radośnie, bo w tych tragediach, nieszczęśliwych splotach losu kryło się coś, co pokrzepiało, nowe rodziny, plany, marzenia, to jakoś wszystko idealnie się ze sobą zgrywało. Bo zostało tu pokazane, że życie idealne nie istnieje; że wszyscy mają jakieś zakamarki, do których nie zaglądają, które są mroczne. Że dbają o siebie bardziej o innych, a przede wszystkim że wierzą, że kiedyś będzie dobrze. Bo będzie. I wtedy trzeba czerpać jak najwięcej. Ot co.

Choć dużo dobrego o tej książce czytałam, nie spodziewałam się nie wiadomo czego. A miło się rozczarowałam, dlatego chyba mogę polecić. 
Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Muza

ps. sesja to jednak wredota jest, czy ja mogę poprosić
aby był już 23 czerwca??

Zobacz także