„Klasa” Dominik W. Rettinger

Kiedy po latach kontaktuje się z tobą kumpel z klasy, może to oznaczać tylko jedno – kłopoty. Skatowany w Warszawie przez nieznanych sprawców prezes amerykańskiej korporacji dzwoni do byłego kolegi z klasy, znanego radiowca. Wybiera jedyny numer, jaki zna – do audycji na żywo. Dziennikarz zostaje wplątany w grę, w której stawką jest kilkaset milionów dolarów, życie wielu osób i polska racja stanu. Rozwiązanie zagadki zaszyfrowane jest na bilecie do metra. Kto złamie kod? Tylko ktoś z klasy. Akcja jak z najlepszych amerykańskich filmów. Tajemnica, której wyjaśnienie zszokuje każdego. Fakty, o których nikt w Polsce głośno nie mówi. Nie ma układu. Są układy.

Po raz kolejny dochodzę do wniosku, że mam nosa do okładek. Oczywiście, nie zawsze to się zdarza, bo czasem za najpiękniejszą okładką świata kryje się niezbyt fajna treść, ale na to czasem można przymknąć oko. Podobnie jak w wypadku książek Zygmunta Miłoszewskiego, w których to się zakochałam, pan Dominik Rettinger również wywołał u mnie pokłady niezobowiązującej miłości czytelniczej.  W tym miejscu powinnam chyba powiedzieć i zaznaczyć, iż żałuję, że jest to moje pierwsze spotkanie z jego twórczością, ale w najbliższym czasie, gdy tylko uporam się z kolejnymi Targowymi książkami, postaram się ten stan rzeczy zmienić.
Czasem nawet nie zdajemy sobie sprawy z tego, jak jedno wydarzenie, kilka wypowiedzianych pospiesznie słów może wpłynąć na naszą przyszłość. Adam Wierzbicki, znany dziennikarz radiowy, mąż i ojciec, chyba nie zdawał sobie z tego sprawy, dyktując na wizji numer swojego telefonu tajemniczemu rozmówcy, który to, później, okazał się jego znajomym jeszcze zza czasów liceum. Kilka wypowiedzianych słów sprawiło, że życie Adama, Agaty i Rafała uległo diametralnej zmianie. W jednej minucie okazało się, że to, co do tej pory nazywał bezpieczeństwem przestaje mieć znaczenie: został wplątany w brutalną rozgrywkę pomiędzy władzami Polski, oraz gangsterami, którzy nie czekali na żadne wyjaśnienia: brali to, co chcieli. Nie zważając na nic.
Piotr Lasota, Adam Wierzbicki i Karol Siennicki byli znajomymi w czasach liceum. Los ponownie splótł ich losy, w niewyrównanej walce pomiędzy dobrem a złem. Życie, niegdyś bezpieczne, stanęło na szali, po drodze do wytyczonego celu giną kolejne osoby, kolejne rzeczy i powiązania wychodzą na jaw, powiązania, które w zupełności nie powinny istnieć. Można sobie pomyśleć: to tylko książka, jestem jednak pewna, może nie całkowicie, że w życiu codziennym, w niemal każdym kraju rządza powiązania. Nie liczy się doświadczenie, wykształcenie, liczy się to, że Y zna X i jest mu coś winien. Na tym opiera się życie nasze, oraz bohaterów książki, którzy na walce z systemem nie mają prawa wyjść żywo.
Dobre książki sensacyjne nie są w stanie Czytelnika zanudzić. Bowiem Czytelnik, żeby nadążyć za szalejącą akcją, musi mieć oczy szeroko otwarte, by się w tym gąszczu zdarzeń nie pogubić. Przyznam, na początku trochę nie nadążałam, później jednak tak wsiąknęłam, że jak się skończyło, to trochę niedowierzałam.
Wszyscy bohaterowie, począwszy od Adama, pokazywali wartości, jakimi warto się w życiu kierować.  Nawet w momencie niesamowitego zagrożenia życia własnego, jak i własnej rodziny, wiedzieli, że trzeba sobie pomagać, że mimo wszystko zawsze jest odrobina nadziei, że górą będzie ten, który mówi prawdę a nie ktoś, kto robi coś wyłącznie dla własnego dobra materialnego.
Chciałabym wierzyć, że w naszej polityce takich powiązań nie ma, że wszystko dzieje się super-sprawiedliwie, jednak chyba aż takich górnolotnych marzeń mieć nie powinnam. Jestem po lekturze „Klasy” trochę tym przerażona, bo nie zdawałam sobie sprawy, że działa to na tak wielką skalę, jednak książka naprawdę mi się spodobała (i tym razem nie tylko ze względu na okładkę) i jeżeli jesteście fanami tego typu literatury, daję potwierdzenie, że książka warta jest przeczytania 🙂

Zobacz także