Mam nadzieję, że wybaczycie mi te kilka dni spóźnienia. Tak naprawdę miało tej notki nie być, bo chyba lipiec nie był jakimś wyjątkowym i obszernym w wydarzenia miesiącem – tak przynamniej myślałam. Zmieniłam zdanie zaglądając w folder ze zdjęciami… Których było o wiele więcej, niż zazwyczaj. To chyba jakiś znak, prawda?;)
główną pomysłodawczynią month in square jest TotallBook Nerd7 

Czego by nie powiedzieć, to chyba jednak trochę się działo. Obroniłam się, choć byłam święcie przekonana, że będę tą jedyną osobą, która dokona niemożliwego i się nie obroni. Bo braknie języka w gębie i tym podobne. Obyło się jednak bez tego, nerwów nażarłam się zupełnie niepotrzebnie… I tak przez kilka tygodni nie byłam studentem. W blasku kłopotliwej biurokracji, po – znów! – niepotrzebnych nerwach mogę powiedzieć, że od października podbijamy UJ-ot i rozpoczynamy walkę o „mgr” przed imieniem i nazwiskiem 😉
Było też polskie morze, niezbyt upalne i tropikalne, ale po prostu i po polsku – ciepłe. Jak widać zajmowałam się tam, oprócz czytania, chodzeniem i robieniem zdjęć – uwierzcie, sobie też. Aż boję się zaglądać do folderu ze zdjęciami. Pieskowi też się podobało, najbardziej zakochał się w piachu, w którym uwielbiał chować… mokry od wody… pyszczek. Nie muszę mówić jak się to kończyło? 
Koniec końców lipiec minął mi gdzieś między palcami, bo jak dziś pamiętam pierwszego lipca, mecz z Portugalią, a tu proszę państwa, co poniektórzy niedługo zaczynają szkołę. Znaczy, ja nie. Ja mam jeszcze miesiąc i nie omieszkam o tym wspominać przy każdej okazji. Nie przepraszam! 🙂

Zobacz także