„Jaskiniowiec” Jørn Lier Horst

Tyle, ile zastanawiałam się nad zakupem „Jaskiniowca”, tyle spędzam na napisaniu o nim. W głowie kłębi mi się wiele myśli, jednak za każdą próbą przelania ich na kartkę, popadam się w coraz większy dół. Nie mogę myśli ubrać w słowa, te, które napiszę, szybko kasuję patrząc z nienawiścią, że to nie to, czego oczekiwałam.  Zupełnie jakby „Jaskiniowiec” mi się nie podobał, co byłoby wierutnym kłamstwem, gdyż przecież bardzo mi się spodobał!
Jak na dobry kryminał przystaje, mamy dwa ciała i zarazem dwie zagadki do rozwiązania. Co z tymi „fantami” zrobić, kiedy okazuje się, że w obydwu przypadkach śmierci nastąpiły przed kilkoma miesiącami, w czasie których nikt nie zauważył braku tychże osób? Możemy starać się rozwiązać zagadkę przed śledczymi, jednak to marne zadanie. Nie uda się nam. Za każdym razem, gdy zakładałam sobie jakieś wyjście, jakąś minimalną możliwość tego, że jednak mam rację, okazywało się, że szłam jeszcze bardziej w pole.  No to odpuściłam i dałam się ponieść śledztwu prowadzonemu przez Williama Wistinga, który to wydaje się mieć fach w ręku.  Podobnie jak jego córka Line, dziennikarka, która pragnie dowiedzieć się czegoś więcej o śmierci sąsiada, jednocześnie – zupełnie nieświadomie – wplątując się w większą aferę, którą to mogła przypłacić własnym życiem.
W niektórych recenzjach na Lubimy Czytać spotkałam się z zarzutem, że akcja toczy się wolniej od ślimaka, i nie ma kosmicznych zwrotów akcji, wybuchu adrenaliny za każdym rogiem. Może to i racja, ja jednak nie odbierałabym tego jako zarzutu, a.. po prostu przyjęła godnie na klatę. Przyzwyczajeni jesteśmy chyba do kryminałów, w których ciągle pojawiają się nowe ślady, a pomysł, kto to zrobił pojawia się już na pierwszych stronach. Tutaj tego nie spotkacie. Śledczy szukają sami nie wiedzą kogo, błądzą, prześcigają się w pomysłach, domniemywaniach jednak prawda okazuje się zupełnie inna. Zadziwiająca dla mnie, czytelnika i dla śledczego, który jest w epicentrum sytuacji.
Nie zdradzając jednak przebiegu akcji, jedyne, na co mogę zwrócić uwagę to samotność, która to wlokła się za mną przez cały czas czytania „Jaskiniowca”.  Do tej pory nie mogę pojąć, jak można nie zauważyć czyjejś śmierci, jak bardzo ta osoba musi być… osamotniona, bez rodziny, bez przyjaciół, znajomych, którzy by go wsparli. I, zupełnie przez przypadek, nadal mając tą historię w głowie, okazało się, że w mojej okolicy zmarł jeden pan, który był wcześniej w sklepie i zmarł na wjazdku pod własnym domem. Jego śmierci też nikt nie zauważył, w międzyczasie trochę śniegu przysypało… i dopiero kurier, który swoim dostawczakiem chciał nawrócić natknął się na leżącego, od kilku dni nieżywego, mężczyznę.  I o ile zawsze staram się mieć jakieś wytłumaczenie dla wydarzającego się nieszczęścia, to tym razem chyba odjęło mi mowę. „Jaskiniowiec” to nie tylko dobry kryminał, który sprawia, że moje szare komórki zaczynają pracę na niemałych obrotach, ale również powieść, która skupia się na relacjach międzyludzkich, na społeczeństwie, które doprowadza do takich skrajnych sytuacji.

Z całego serca polecam 😉

Zobacz także