Nina Warwiłow i Igor Brudny, czyli polskie kryminały które wciągają

Legimi to cudowny wynalazek współczesności, i gdybym tylko miała jeszcze dostęp do Kindle Unlimited, prawdopodobnie osiągnęłabym jakiś niewyobrażalny poziom szczęścia. Do tego jeszcze jednak długa droga, a tymczasem opowiem dzisiaj o kilku fajnych polskich kryminałach, które wciągnęły mnie w ostatnim czasie.

Kobieta w mundurze

Podkomisarz Nina Warwiło w trzech częściach swoich przygód wprowadza czytelnika w niezwykle… normalny świat, w którym dzieją się złe rzeczy. Jako, że są to trzy książki, można mieć obawę, że coś będzie nie tak, że takie rozdrabnianie się jest bez sensu. W tym wypadku jest inaczej- choćby po skończeniu „Domu bez klamek” czuje się niedosyt, który przeradza się w chęć i konieczność czytania dalej. „Roztopy” wprowadzają trochę inną atmosferę, choćby ze względu na to, że bohaterka prowadzi własne śledztwo oddalona od swojego domu na wiele, wiele kilometrów. Tam, gdzie trzaska wielki mróz, zaspy śniegu torują życie nie tylko turystom, dzieją się niebywałe rzeczy. Jednocześnie zmowa milczenia i strach przed obcą kobietą doprowadzają do wielu niepokojących wydarzeń. W których epicentrum pojawia się Warwiłow. Trzecia i jak na razie ostatnia część pokazuje jak łatwo i swobodnie można spleść ze sobą życie zawodowe i prywatne, jednocześnie zostawiając element niedopowiedzenia – w pewnych momentach czuć, jakby to nie autor a bohaterka decydowali, ile można wyjawić z jej historii. Najlepszym poleceniem niech będzie jednak to zdanie: gdyby nie to, że skończył mi się „w trakcie” limit na Legimi, przeczytałabym je w trzy dni. Tak, zajęło to około dwóch tygodni 🙂

Typowy twardy glina

Igor Brudny, bohater książek napisanych przez pana Przemysława Piotrowskiego jest typowym warszawskim gliną z ciężką przeszłością. O której, oczywiście nie chciałby rozmawiać, a jednak to właśnie ona wpływa na jego działania podejmowane w teraźniejszości. Niemniej jednak- „Piętno” zaczyna się bardzo ciekawie, bo jest zbrodnia, a kamera przypadkowo uchwyca postać mordercy. Nie byłoby w tym nic ciekawego, gdyby nie fakt, że morderca jest łudząco podobny do… Igora Brudnego. Czy to przypadek? Czy policjant jest w coś zamieszany? Od tego zaczyna się „Piętno”, a kolejne strony powieści tylko utrzymują czytelnika w przekonaniu, że będzie się działo, i że nic nie jest takie, jakim się wydaje. Chociaż zakończenie zaskakuje, i można wysnuć wrażenie, że dalej to już będzie nuda, bo ile można, to „Sfora” nadal… trzyma tempo. Historia jest niejako kontynuacją poprzedniej, więc lepiej czytać chronologicznie. Wracając jednak do tematu – Igor Brudny nadal ma te problemy z przeszłości, nadal mówi o nich mało, chociaż i tak więcej niż w poprzedniej części. Z jednej strony seria Piotrowskiego totalnie angażuje czytelnika, trzyma w napięciu od pierwszej do ostatniej strony, z drugiej jednak postać Igora Brudnego jest przynajmniej dla mnie takim typowym policjantem z problemami. Przekracza czasem swoje uprawnienia, niby w imię rozwiązania sprawy, nie mówi o sobie, przeprowadza wewnętrzną walkę o to z którą kobietą być, a w końcu i tak utrzymuje kontakty z obiema. Nie wiem, mam z tym problem, jako że przeczytałam już dużo kryminałów i tym bardziej doceniam te postaci, które są trochę inne. No ale może liczy się tu fakt, że przeczytałam je w dwa dni? Nie mam pojęcia.


Tych kryminałów upatrzyłabym na pewno więcej. Chciałam jednak opowiedzieć o tych ostatnio przeczytanych i polskich. Bo wciąż na czytniku jest i Nesbo i Lier Horst, ale to już jest jakaś inna półka. Skandynawskie, nużące momentami historie skupiają się na innych walorach, które tym trudniej docenić, im więcej czyta się lecących przygód na łeb i szyję.

Zobacz także